
Eksploracja jaskini Elefante Bianco we Włoszech
Nasze marzenia o eksploracji jaskini Elefante Bianco we Włoszech sięgają 2018 roku. To właśnie wtedy ja, Tomek i Zdziebeł spotkaliśmy się po raz pierwszy nurkując we włoskich jaskiniach. Od tego czasu odwiedzaliśmy Włochy wielokrotnie, małymi krokami posuwając się w jaskiniach coraz dalej. W międzyczasie udało mi się zanurkować do końca liny w Grotta dei Fontanazzi, gdzie dalszą drogę blokuje potężne osuwisko skalne. W jaskiniach Oliero, niedaleko Elefante Bianco, udało mi się wykonać sesję zdjęciową w rozległych i pięknych komorach za pierwszym syfonem (ponad 2500 metrów pod wodą w głąb jaskini). W miarę zdobywania doświadczenia w nurkowaniu we włoskich jaskiniach, coraz częściej w naszych głowach kiełkował pomysł zmierzenia się z przełomową eksploracją Elefante Bianco dokonaną przez Luigi Casatiego. Jaskinia nie była eksplorowana od 2004 roku, kiedy to Casati pogłębił ją do -186 metrów w odległości 530 m od wejścia.
Całym zespołem podjęliśmy decyzję, że w lutym 2024 spróbuję dotrzeć do końca liny Casatiego, a jeśli wszystko pójdzie dobrze – zbadam niezbadane partie jaskini biegnące dalej. Kiedy przyszedł czas, spotkałem się na miejscu z Tomkiem (Wiecznym), Bartkiem (Zdziebełem) i Mariuszem (Bananem) i rozpoczęliśmy nasz tygodniowy projekt. Niestety, po raz pierwszy od wielu lat Włochy przywitały nas deszczową pogodą, a Elefante Bianco, czyli jedno z największych pod względem wypływu wody źródeł na świecie, zostało całkowicie zalane. Ustabilizowanie się sytuacji i umożliwienie nurkowania zajęło kolejne dwa dni, ale widoczność była znacznie gorsza niż oczekiwaliśmy.
Przez pierwsze dni każdy z nas był skupiony na swoich zadaniach - chłopaki zajmowali się sprzątaniem starych, zerwanych poręczówek do -120 metrów głębokości - przepływ wody w Elefante jest tak silny, że po każdych większych opadach deszczu poręczówki są porwane i zwisają ze ścian oraz sufitu, tylko czekając aż zostaną złapane przez śrubę skutera. Pomogli mi także w rozstawieniu zapasowych butli z obiegiem otwartym, których było ponad 10, do głębokości -170 metrów. Ja z kolei skupiłem się na poprowadzeniu poręczówek aż do „gdzieś w pobliżu” końca liny Casatiego (czyli gdzieś na głębokości około -186 m), aklimatyzacji do rosnących głębokości i rozstawieniu awaryjnych butli z obiegiem otwartym.
Po kilku dniach udało mi się dotrzeć do poziomego korytarza, w którym mój głębokościomierz pokazywał głębokość -186 metrów, a konsola nawigacyjna Seacraft (ENC3) odległość od powierzchni ~530 metrów. Byłem na końcu liny Casatiego! Zostawiłem tam w połowie pusty kołowrotek z poręczówką, przygotowany do użycia podczas następnego nurkowania i odkrywania nowych partii jaskini. Nurkowanie trwało około 5 godzin. Po powrocie na powierzchnię podjęliśmy decyzję, że następny dzień spędzę na regeneracji i relaksie, zaś reszta ekipy samodzielnie wykona głębokie nurkowania, a pojutrze zrealizujemy moje "nurkowanie w nieznane". Mariusz i Tomek wykonali nurkowanie poza drugą studnię i popłynęli kilka metrów poziomym korytarzem, osiągając maksymalną głębokość ~135 metrów.
Wreszcie nadszedł czas na „big push dive” - próbę wykroczenia poza eksplorację Gigi Casatiego sprzed 20 lat. Poprzedni wieczór spędziliśmy na omawianiu planu nurkowania, procedur awaryjnych, przypominaniu sobie ćwiczeń z pierwszej pomocy i ponownym sprawdzeniu całego sprzętu. Do tego nurkowania wykorzystałem dwa rebreathery (Backmount i Sidemount CCR Liberty) oraz podwójny skuter Seacraft, co pozwoliło mi poruszać się po jaskini z prędkością przekraczającą 90 metrów na minutę. Plan tego nurkowania zakładał dotarcie do kołowrotka na głębokości -186 metrów po około 10 minutach od zanurzenia, a następnie spędzenie maksymalnie 7 minut na eksplorowaniu korytarza (3-4 minuty penetracji wgłąb). Wynurzenie się po takim nurkowaniu przy temperaturze wody 9 stopni Celsjusza zajmie około 6 godzin. Z Bananem spotkam się na głębokości -110 metrów, a on będzie mi asystował do -70 metrów, gdzie spotka się z nami Wieczny, który pozostanie ze mną do końca nurkowania.
Zacząłem zejście główną studnią, która doprowadziła mnie do głębokości -90 metrów. Minutę później byłem już przy drugiej studni, schodząc z -120 na -130 metrów. Widoczność nadal była słaba, a biorąc pod uwagę ogromny rozmiar korytarza, nie widziałem przeciwległej ściany, jedynie fragment dna i ściany, wzdłuż której poruszałem się na skuterach. Za kolejną minutę lub dwie dotarłem do trzeciej studni, znajdującej się pomiędzy -165 a -180 metrów. Wkrótce po tym dotarłem do kołowrotka. dalsza droga to już nieznane terytorium, którego żaden człowiek nigdy nie widział. Korytarz ciągnął się bardzo szerokim przekrojem, więc musiałem trzymać się ściany, żeby wiedzieć, w którą stronę podążać. Po jakichś 70 metrach eksploracji, na głębokości -190 m, zniknęło dno jaskini pode mną – kolejna studnia! Kontynuowałem płynięcie nad otchłanią pode mną. Studnia była naprawdę ogromna, jej średnica wynosiła na pewno ponad 20 metrów. Kiedy w końcu dotarłem do drugiej ściany, zanurzyłem się w studni na głębokość -227 metrów. Korytarz zwężał się, ale nadal schodził głębiej. Zdecydowałem się w tym miejscu zawrócić, gdyż moje komputery pokazywały już ponad 3 minuty eksploracji, a ja musiałem liczyć się z pewnym czasem na odcięcie kołowrotka oraz powrót do miejsca z którego rozpocząłem poręczowanie nowych korytarzy... Widoczność również utrzymywała się na słabym poziomie, więc nie miałem ochoty brnąć w to dalej.
Po przecięciu poręczówki rozpocząłem powrót na pełnym gazie. Moje komputery nurkowe pokazywały już ponad 5 godzin do wynurzenia, a do rozpoczęcia fazy dekompresji pozostało jeszcze kilka minut głębokich korytarzy. Kiedy dotarłem na -120 metrów, widziałem już przed sobą światło Banana. Pokazałem mu znak „wszystko w porządku” i szybko dotarliśmy do pierwszego przystanku dekompresyjnego na głębokości około -110 metrów. Pokazałem mu profil nurkowania z konsoli nawigacyjnej, pokazujący maksymalną głębokość. Na jego twarzy od razu pojawił się szeroki uśmiech. Ale to był dopiero początek mojego wynurzenia, nie czas na świętowanie.
Reszta nurkowania przebiegła w 100% zgodnie z planem. Dzięki ogrzewanemu ocieplaczowi, podgrzewanej kamizelce i podgrzewanym rękawiczkom 6,5-godzinne nurkowanie nie było dla mnie męczące, a z wody wyszedłem w dobrej formie, nawodniony i dobrze odżywiony dzięki żelom energetycznym i camelbagowi z izotonikiem, które miałem ze sobą podczas deco. Zespół, który już czekał na mnie na zewnątrz, pomógł mi rozebrać się z rebreatherów, akumulatorów, butli bailoutowych, i pomógł mi wyjść z wody. Teraz mogliśmy świętować! Było już ciemno...
W wyniku naszych działań Elefante Bianco zostało pogłębione z -186 do -227 metrów, stało się najgłębszym źródłem Włoch, poznaliśmy kolejne 150 metrów korytarzy, a jaskinia - studnia- ciągnie się jeszcze dalej!